Prąd płynie wokół nas, a my coraz częściej nie wiemy, skąd się bierze. Baterie i akumulatorki są wszechobecne w naszym życiu, ale czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co kryje się w ich wnętrzu? Dziś zabieram Was w podróż do świata akumulatorków Ni-MH. Światła, kamera, akcja!
Małe, ale wariaty – czyli skąd się wzięły?
Historia akumulatorków niklowo-wodorkowych sięga lat 60. XX wieku. Zostały stworzone jako odpowiedź na potrzebę większej pojemności i mniej toksycznej alternatywy dla popularnych wówczas akumulatorków niklowo-kadmowych.
Gdybyśmy rozłożyli jeden z akumulatorków na części pierwsze, odkrylibyśmy elektrodę niklową i wodorkową, od których pochodzi ich nazwa. Między nimi jest elektrolit, który przewodzi jony między elektrodami, umożliwiając przepływ prądu.
Zasada działania – magia w ruchu
W skrócie, podczas ładowania, wodór przemieszcza się od elektrody niklowej do wodorkowej. Podczas rozładowania, proces ten odwraca się. To właśnie ten ruch jonów wodoru generuje prąd, który zasila nasze urządzenia.
Mimo że akumulatorki Ni-MH mają mniej energii na jednostkę wagi niż niektóre nowocześniejsze technologie, takie jak litowo-jonowe, to jednak oferują doskonały kompromis między kosztem a wydajnością. Ponadto są mniej szkodliwe dla środowiska niż ich kadmowe kuzynki.
Warto również wspomnieć, że akumulatorki te są dość odporne na tzw. efekt pamięci – zjawisko, które powoduje, że akumulator traci zdolność do pełnego ładowania po wielokrotnym częściowym rozładowaniu.
Ciekawostką jest to, że akumulatorki Ni-MH dobrze znoszą niskie temperatury, co sprawia, że są idealne do zastosowań w chłodniejszych klimatach.
Podsumowując, akumulatorki ni-mh to prawdziwe konie robocze w świecie przenośnej energii. W połączeniu z ich względną ekologicznością i dostępnością, są doskonałym wyborem dla wielu zastosowań. Wciąż mają wiele do zaoferowania, więc nie skreślaj ich z listy podczas kolejnych zakupów!